Pietrusza Wola 29 kwietnia - 3 maja 2006
Impreza się udała. W sumie wszystkich uczestników było około 30. Dopisała też pogoda i humory. Ogólnie impreza była podobna do tej majowej imprezy rok wcześniej, no bo i miejsce to samo i faza rozwoju roślinności.
Podobnie jak rok wcześniej jedną z podstaw żywienia był gulasz ze ślimaków winniczków. Fot. Basia Ciechanowska.
Jedliśmy też smażone korzenie, bulwy i kłącza, najchętniej dziki topinambur (Helianthus tuberosus) i czyściec błotny (Stachys palustris). Fot. Basia Ciechanowska.
Kilku uczestników obozu zbudowało szałas według własnego wzoru (zwykle robimy wickiup). Tym razem było to kilka daszków połączonych na planie koła z dużym otworem w środku. Okazało się że podczas deszczu zmieściło się tam kilkanaście osób. Fot. Basia Ciechanowska.
Na śniadanie często smażyliśmy liście pokrzyw w cieście naleśnikowym. Fot. Basia Ciechanowska.
W pierwszym dniu imprezy odwiedził nas Rafał Łoziński z Wrocławia - specjalista od rozpalania ognia metodami pierwotnymi. Powyżej - rozpalanie ognia przy pomocy świdra ogniowego, poniżej - przy pomocy łuku ogniowego.
Warsztaty wikliniarskie prowadził Andrzej Wrzecionko z Iwli koło Dukli.
Po warsztatach wikliniarskich rozgorzała wymiana doświadczeń na temat wyplatania łapci.
A oto warzywa na zupę, które można znaleźć na przeciętnym polskim poboczu drogi w pierwszej połowie maja. Stanowiły one dawniej pożywienie wiejskiej biedoty na przednówku.
Czas wolny...
Sarah próbowała namówić innych na podobny makijaż... bez skutku. Fot. Basia Ciechanowska
Mojej córce bardzo smakowały młode liście głogu.
Trzeba jednak przyznać, że wielkim powodzeniem cieszyły się kurczaki zakupione w pobliskim sklepie i upieczone w dole ziemnym.
Zjedliśmy je dopiero rano, przez noc piekły się przysypane ziemią.
Szkielet szałasu potów, czyli indiańskiej sauny (po lewej) i stos, na którym grzaliśmy kamienie wnoszone do środka (po prawej). Sauna, podobała się tak bardzo, że robiliśmy ją dwa razy. Fot. Basia Ciechanowska.
Na pamiątkę, podobnie jak rok wcześniej posadziliśmy magiczny krąg z kłączy żywca gruczołowatego (Dentaria glandulosa). Przez wiele lat przechodzący wędrowiec będzie zaskoczony kwitnącym pierścieniem leśnych kwiatów, a jeśli któryś z uczestników znów tu trafi, stojąc w tym kręgu, przypomni sobie spędzony czas.
Małe zdjęcie grupowe... Fot. Basia Ciechanowska.
|| INNE WARSZTATY SURWIWALOWE ||
|| POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ ||